Opublikowany przez: ULA 2013-11-07 08:43:34
Misiowe wakacje.
Rozpocznę od przedstawienia naszej rodzinki: Hania - obecnie przeszło dwulatka, kochająca słowo NIE, Tata Tomek - o cierpliwości do świata godnej pozazdroszczenia i Ja - posiadacz wielu zmarszczek, ale z dystansem do kolejnych - zdecydowaliśmy się na zoorganizowanie sobie wspólnego "wypoczynku".
I tak też z założenia miało być - wypoczynkowo. Jednak nasza pociecha postanowiła nam przypomnieć, że to już nie te same czasy, gdy bywało się na wyjazdach wakacyjnych tylko we dwójkę. Hania zabrała ze sobą pewnego pasażera - swojego ukochanego misia, którego nazwała MIŚ MIŚ.
I choć zaczęło się optymistycznie, bo z ogromną radością udaliśmy się do miejsca, w którym standardem był: stary stół pod czereśnią ceratą przykryty, huśtawka obok, koty dwa - prężące się na słońcu i wiatrak z odpustu wbity w ziemię, który ku uciesze nas wszystkich kręcił się jak szalony. A na talerzyku jabłecznik i makowiec, po kawałku dla każdego,...i tacy spokojni my, a zwłaszcza nasza córcia, co to energii ma za dziesięciu; to jednak historia miała się jednak rozkręcić...
Ni z gruchy, ni z pietruchy - Miś Miś się gubi. Totalna katastrofa! Przechodzi nam przez głowę, że jeśli stracimy teraz Misia Misia, może być naprawdę kiepsko. I dużo się nie mylimy. Hania nie może spać w nocy. Woła: "miś miś miś miś miś" - nasza prawie dwulatka, jest "oburzona", że na świecie jest tak źle...
Gdy z rana widzimy, jak Hania modli się do Bozi o powrót misia, stwierdzamy, że Miś Miś się znajdzie! Zamieniamy nasz mały kłopot w wielką przygodę. Tata wsiada do samochodu, w misji objeżdżenia paru sklepów, a ja urządzam poszukiwania godne Inspektora Gadżeta, z dyskretną intencją - nacieszenia się okolicą i przyrodą. Przyznaję, że córeczka bardzo się angażuje, z nadzieją w sercu na pomyślny happy end. Ma nawet swój plan szukania Misia Misia, stwierdza, że jest On na pewno w miejscu miłym!
Szukamy go więc, przy wspaniałych kwiatkach, przy błyszczących kamieniach, nad krzewami i między nimi,a także we wsypującym się nam wszędzie piasku. Sprawdzamy u koników, na polach, wdrapujemy się na górki. W międzyczasie pojawiają się chwile zwątpienia, widoczne w oczach małej, które łagodzę kubeczkiem z lodami i opowieściami, że nie wszystkie dzieci mają misie, a pomimo tego cieszą się wieloma innymi sprawami.
Jestem zaskoczona ciekawością małego dziecka w trakcie naszych poszukiwań, zauważania przez nią miejsc, w których jej MIŚ MIŚ mógłby być, czy na chwilkę odpocząć w trakcie swojej drogi... Hania pokazuje mi dziurki, na które nigdy bym nie spojrzała z czułością(w ławce, w drzewie, czy w chodniku). Z uwagą spogląda w kolorowe kwiaty i na ślady na drodze...
Po pewnym czasie dostaję telefon od uradowanego taty ("Mam, kupiłem dwa - drugi troszkę inny, bo bez uśmiechu - wziąłem na zapas).
Tata wspomina, że gdy niósł do Hani misia, czuł się jak farmer, który musi podsunąć owcy obce jagnię - ale nie potrzebne były jego obawy. Na buzi Hani pojawił się największy uśmiech świata, jaki kiedykolwiek u niej widzieliśmy, a u nas nastała wakacyjna sielanka: błogo, radośnie i z misiem...
Dwa dni później, podczas spaceru Hania gubi Misia Misia. Pojawia się dylemat - posiadany przez nas drugi miś - nie uśmiecha się. U taty w głowie powstaje jednak pewien niecny plan - pisze list do Hani od misia, następującej treści:
"Kochana Haniu, byłem u kuzyna w krainie śniegu, bo trochę zmęczył mnie ten upał. Toczyliśmy tam bitwy na śnieżki, ale bardzo się za Tobą stęskniłem. Jutro wieczorem złapię kaczkę, która będzie przelatywać nad fontanną, przy której z Mamą i Tatą często siedzisz - tam zeskoczę, pewnie trochę się zmoczę i będę mieć po tym wszystkim trochę inną minę, ale to wciąż Ja - Twój kochający Miś Miś!".
Wieczorem pędzimy pod fontannę. Hania patrzy w niebo. Tata rzuca niepostrzeżenie misia, tak daleko jak może, trafia w taflę wody. Hania nie zauważa naszego "wakacyjnego" podstępu, aż nagle krzyczy - TATO, TAM, TAM! :)
W ciągu następnych dni dobrego wypoczynku, Hania zadaje nam pytanie: dlaczego miś się nie uśmiecha? (Nasz mały detektyw odkrył, że jednak coś w tej historii śmierdzi...).
Hmm..., ta wakacyjna zguba nauczyła nas czegoś na temat posiadania: rzeczy są cenne tylko wtedy, jeśli je cenimy. Trzeba je oswoić, obdarzyć miłością. Myślę, że Hania chyba wie, że Miś Miś nie jest tym prawdziwym misiem, ale mimo to wie, że kocha Misia Misia, i widzi, że my też go kochamy.:)
I tak sobie myślimy, że Haneczka z tych wakacji wróciła troszkę starsza, i z nową ciekawością w oczach - bo przecież, to ona nam przypomniała, że każdy mały kamyczek w nowym miejscu jest godny odkrycia, a każdy Miś jest do pokochania... :)
Tak, był to nasz ważny wakacyjny czas.
P.S. Do dziś uwielbiamy fontanny. :)
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Ola1306 2017.05.23 15:15
Jak kiedyś napiszesz książkę, to daj znać! Na pewno kupię! Czyta się Ciebie... ach... cudownie! :)
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.